Lubię skandynawskie wnętrza. Serio. No bo kto nie lubi. Ładne są. Kłopot z nimi jest taki, że są modne, więc każdy kto uważa, że zna się na projektowaniu wnętrz, pisze głównie o nich. Dlatego gdy wędruję po wnętrzarskich blogach, polskich i zagranicznych, często mam odruch wymiotny. Bo co za dużo, to niezdrowo.
Kilkanaście lat temu podobnie było z wnętrzami rodem z Prowansji. Bywały momenty, że czułam się osaczona przez wszechobecne wanilie i fiolety, a zagadnięta przez klienta o kuchnię w stylu prowansalskim miałam ochotę krzyczeć.
Czasami chciałbym być socjologiem i móc kompetentnie opisać frustrujące mnie zjawiska. Aktualnie do białej gorączki doprowadza mnie ślepe naśladownictwo w dekorowaniu wnętrz. Internet to potęga, więc gdy jakiś wpływowy bloger napisze, że, na przykład, wytapetował dziecku pokój tapetami Ferm Living (są świetne!), natychmiast wszyscy robią to samo. No w każdym razie ci, których na to stać. Chociaż znając polskie podejście, robią to również tacy, których zdecydowanie nie stać…
Lubię skandynawskie wnętrza. Serio. Ale nie lubię wąskich horyzontów. W tym przypadku w urządzaniu wnętrz. Jest tyle obłędnych sposobów na zrobienie z wnętrza genialnej przestrzeni. Jest tyle stylów, tyle możliwości. Ale gdy coś zostanie wylansowane jako modne, to nie ma przebacz. Wybrałam się ostatnio do Empiku. Nie mam większych złudzeń co do oferty tego sklepu, ale jakieś tam oczekiwania mam. Stanęłam przed regałem z albumami o sztuce i z głupia frant zaczęłam szukać czegoś o polskiej sztuce ludowej (przepraszam, ale kocham łowickie wycinanki). Jak sądzicie, znalazłam coś na ten temat? Oczywiście, że nie. Bo to nie jest modny temat.
pix via: 1