5 sposobów na modne wnętrze w stylu mid-century

mid-century-1

kreska

„Mid-century is a new scandinavian” – mogłabym napisać i w ten sposób szybko zamknąć temat. Ale byłoby to zbyt wielkie uproszczenie, ponieważ według mnie styl mid-century to nie następca, ale protoplasta estetyki, którą w ostatnich latach określamy jako styl skandynawski. Oba style propagują prostotę, wynikający z funkcji design, przestrzeń oraz jasne światło. Mid-century nie jest więc new scandinavian, to raczej powrót do korzeni.

Nie ukrywam, że popularność jaką zdobywa mid-century cieszy mnie ogromnie. Po pierwsze dlatego, że mam już serdecznie dość wszechobecnych „skandynawskich wnętrz”, których „projekt” polega na wymalowaniu ścian na biało, wstawieniu do kąta szarej sofy z Ikei, kilku tanich podrób krzeseł znanego projektanta i pochlapanego ługiem pniaczka. A wszystko to w ergonomicznym chaosie i z rokokową łazienką we wschodnim skrzydle chałupy. No nie. Przepraszam, ale – paw… Bo ile można. A naprawdę lubię skandynawską stylistykę.
Po drugie niesamowicie rajcuje mnie to, że wreszcie tak bardzo uzasadniony jest fakt, iż każdemu klientowi staram się wtrynić do wnętrza jakiś przedmiot projektu Jacobsena lub Chernera. 🙂

W porządku, co wiec należy zrobić, by mieć wokół siebie modne wnętrze w stylu mid-century? Mam na to pięć prostych sposobów, oto one:

kreska

1. Wstaw do wnętrza jakąś meblarską ikonę. Oczywista oczywistość, powiesz… Pewnie! Najprostsze zabiegi są przecież najlepsze. Gorzej, że dobry, klasyczny design może sporo kosztować – wszystko co sygnowane nazwiskiem Arne Jacobsen, Norman Cherner, George Nelson, Eero Saarinen, czy Charles i Ray Eames wiąże się z konkretnym wydatkiem. Tak, możesz kupić „mebel inspirowany”, ale to przecież nie to samo, czyż nie? Pamiętaj jednak, że fantastyczne projekty połowy zeszłego wieku zeszły nie tylko z desek kreślarskich duńskich i amerykańskich projektantów – również polska szkoła mebla ma się czym pochwalić. Wyguglaj nazwiska takie jak Roman Modzelewski, Rajmund Teofil Hałas (mój profesor ze szkoły <3, tak, jestem taka stara), Maria Chomentowska, Teresa Kruszewska albo Bogusława i Czesław Kowalscy. Przykładowo, krzesło projektu Kowalskich kupić można na nowymodel.org za 580 pln. Oryginalny Cherner będzie nieco droższy…

Egg (Arne Jacobsen):
mid-century-34

Swan (Arne Jacobsen):
mid-32

Cherner Chair (Norman Cherner), Tulip table (Eero Saarinen):
mid-century-2Tulip; Eero Saarinen:
mid-33

Pretzel Chair (George Nelson):
mid-century-4

DSW i DAW (Charles i Ray Eames):
mid-century-5

Krzesło Kowalskiego (Bogusława i Czesław Kowalscy):
mid-century-krzeslo-kowalskiego

kreska

2. Zainteresuj się używanymi meblami. Może Twoja babcia ma jakiś mebel na zbyciu? Starą komodę lub stolik, niezbyt lubiane, bo kupione „za komuny”? Wybierz się na pchli targ, przejrzyj Allegro. Rozglądaj się nie tylko za meblami – na przykład dekoracje takie jak porcelanowe figurki z Ćmielowa, to kwintesencja estetyki polskiego mid-century.

mid-6 mid-7 mid-8 mid-9 mid-10 mid-11 mid-12 mid-13 kreska

3. Drewniane panele na ścianach. OK, ktoś inny nazwie je boazerią, ale większość z nas ma z tym słowem pejoratywne skojarzenia (wiecie, te przebarwione na ciemną żółć wąskie sosnowe deseczki straszące w korytarzach co bardziej wypasionych mieszkań w blokach lat 80-tych), więc ja będę pisać o panelach drewnianych. 🙂
A serio – drewno na dużych płaszczyznach może wyglądać bardzo fajnie, pod warunkiem, że zainwestujesz w szlachetny materiał i dobrego stolarza. Projektanci z połowy zeszłego wieku kochali drewno, więc pokochaj je i Ty.

mid-14

mid-15 mid-16 mid-17 mid-18

kreska

4. Pamiętaj o dużych, efektownych lampach. Nie halogeny, nie przemysłowe, wielkie lampy reflektorowe, nie żyrandole w stylu glamour. Pomyśl o oprawach oświetleniowych jak o rzemiośle, a nawet jak o sztuce. Lampy z czasów mid-century to nie tylko źródło światła, to dekoracja.

mid-century-19 mid-century-20 mid-century-22 mid-century-23 mid-century-24

mid-century-27

mid-century-25

Arne <3 =>
mid-century-26

kreska

5. A po piąte – przestrzeń. Duża przestrzeń. Openspejsy na całego. Szeroko i wysoko. Jeżeli to dom chcesz urządzić w stylu mid-century, to cała jego dzienna część powinna być otwarta. Kuchnia w postaci obszernego, wyeksponowanego aneksu – niech będzie prosta. Niekoniecznie super nowoczesna, ale prosta. Mówisz, że wszystko fajnie, ale masz do urządzenia tylko kilkudziesięciometrowy apartament? Nie przejmuj się, jeżeli architekci wnętrz potrafią wprowadzać do mieszkań estetykę prowansalskich willi lub skandynawskich wiejskich domów, to dlaczego nie miałoby się udać z mid-century? 😉
Jaka kolorystyka? Właściwie dowolna – wczesne mid-century to prostsze kształty i uboższa gama kolorystyczna, lata późniejsze, te bliższe wybuchowi popularności pop-artu, to czasy zdecydowanie bardziej barwne.

mid-28

mid-29

mid-30

mid-century-21

kreska

pics via: Pinterest, nowymodel.org, Fabryka Porcelany AS Ćmielów

Krzesła, których wcale nie zaprojektował Jacobsen; part 3 – Ross Lovegrove, Crop & Orbit chairs

crop-ross-lovegrove-1

kreska

Dawno temu, w liceum, na lekcjach języka polskiego regularnie wykonywałyśmy z koleżanką ostentacyjny ziew kiedy nadchodził czas rozmów o kolejnym pisarzu, który odkrywał Amerykę stwierdzając, że „wszystkie napisano już książki”, „wszystkie namalowano obrazy” i te pe i te de. Tekst o końcu możliwości, o wyczerpaniu pomysłów i o tym, że został nam jedynie recykling starych form i idei, pojawia się w historii kultury tak regularnie, że jedynie wzruszeniem ramion i właśnie ziewnięciem można go skwitować.

Dlaczego więc, kiedy patrzę na krzesła Rossa Lovegrove’a Crop i Orbit mam tak mieszane uczucia…? Projektant światowej sławy, po świetnych szkołach, współpracujący z najlepszymi, pracujący dla największych… Nawet jeżeli projektuje coś, co wydaje nam się podobne do mebla kogoś innego, to chyba nic w tym złego, to na pewno przypadek. Ile form może przybrać głupie krzesło? Taki ktoś jak Lovegrove nie papuguje. Po co facet miałby zżynać? Cóż, nie wiem po co, ale od zawsze mam wrażenie, że w przypadku Crop i Orbit inspiracja Jacobsenem wykroczyła poza pewne granice – Crop to Mrówka bez wcięcia a Orbit to Series 7 lub Lily z zaokrągloną górą oparcia. Inspiracja? Recykling? Ulepszenie? Nie wiem, ale denerwuje mnie to i nie mam ochoty ziewać.

kreska

Crop chair:

crop-ross-lovegrove-2

crop-ross-lovegrove-3

Orbit chair:

orbit-ross-lovegrove-1

orbit-ross-lovegrove-2

kreska

pics via: 1, 2, 3, 4, 5

Krzesła, których wcale nie zaprojektował Jacobsen; part 2 – Charles i Ray Eames – LCM

eames-lcm-1

kreska

Bierzesz drzewo. Wsadzasz je na kilkadziesiąt godzin do fińskiej sauny. Robisz piling. Następnie wtykasz do sprytnej maszyny zwanej łuszczarką i skrawasz fornir. Suszysz. Sklejasz kilka warstw forniru i sprasowujesz. I voilà! Masz sklejkę. Teraz już tylko wystarczy mieć genialny pomysł i wymyślić krzesło-ikonę. Powodzenia!

Na przełomie lat 40 i 50-tych panowała sklejkowa obsesja. Uważano ją za nowoczesny i oryginalny materiał, dający wiele projektowych możliwości. Chciałabym napisać, że pierwsze znane krzesło z giętej sklejki wymyślił Arne Jacobsen, ale nie, tak nie było. Te 1000 punktów do lansu należy przyznać Mr&Mrs Eames. Amerykańskie małżeństwo Charles i Ray Eames poświęcili całe lata 40-te, by opanować formowanie sklejki. Początkowo gięli drewno w domowym warsztacie, później w swej prywatnej fabryczce w Santa Monica, a kilka lat później korzystali już ze wsparcia firmy meblarskiej Herman Miller.

Nie wiem, które konkretnie ich krzesło zainspirowało Jacobsena do stworzenia Mrówki, ale najprawdopodobniej był to model LCM. Przyznam się bez bicia, ze nie jestem fanką sklejkowych mebli Eamsów. Projektom takich jak DSW, DAW czy RAR mówię tak, ale LCM brakuje wyrafinowania, które swoim sklejkowym krzesłom potrafili nadać Cherner, czy oczywiście (ha, ha), Jacobsen.

kreska

eames-lcm-2

kreska

pics via: 1, 2

O krzesłach, których wcale nie zaprojektował Jacobsen; part 1 – Norman Cherner

nie-jacobsen-cherner-1

kreska

Dzisiaj będę oryginalna. Dlatego będzie o Jacobsenie. Ha! Ups, wróć. Nie, nie o Jacobsenie, ale o tym, co Jacobsenem nie jest. Hint: przyswojenie tego artykułu daje 99% pewność na skuteczny podryw studenta architektury wnętrz dowolnej płci. Luz, nie ma za co…

Zacznijmy od zdjęcia powyżej. I zdjęć poniżej. Stworzenie tego cudnej urody mebla jest bardzo często przypisywane Jacobsenowi. Ale nie, to ani trochę nie Arne, ale Norman Cherner, amerykański architekt i projektant. Historia związana z tym krzesełkiem jest dość ciekawa. Cherner został zatrudniony w roku 1957 przez Paula Goldmana, szefa Plycraft, w celu zaprojektowania jakiegoś fajurskiego mebla ze sklejki (mieli jej w nadmiarze po zaniechaniu produkcji Pretzel chair George Nelsona). I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że po tym, jak Cherner zrobił co do niego należało, Goldman podziękował mu za współpracę, ściemniając, że zostawiają temat, a cichaczem zaczął produkcję krzesła jako Goldman’s chair. Cztery lata później ostro za to beknął, ponieważ Cherner pozwał go oczywiście do sądu. Był spory dym, ostatecznie Cherner wygrał i zezwolił Plycraft na produkcję i sprzedaż swojego projektu za odpowiedniej wysokości wynagrodzenie. Zamieszanie jednak było, stąd do dziś czasami błędne podpisy pod zdjęciami tegoż krzesła. A, żeby namieszać jeszcze bardziej – czasami spotkacie się z nazwą Rockwell chair. Wszystko z powodu jednej z popularniejszych okładek Saturday Evening Post, narysowanej przez Normana Rockwella. No, to tyle o krześle Chernera. Pamiętaj: Cherner, nie Jacobsen!

nie-jacobsen-cherner-2

nie-jacobsen-cherner-3

nie-jacobsen-cherner-4

nie-jacobsen-cherner-5

nie-jacobsen-nie-rockwell-cherner-6

kreska

To pierwszy artykuł z cyklu rozwiewania wątpliwości pod tytułem „Jacobsen, czy nie Jacobsen”. Ciąg dalszy nastąpi. 🙂

kreska

pics via: 1, 2, 3, 4, 5, 6

aaa Pracownię stolarską tanio kupię! aaa

stolarnia

kreska

Tak, całkowicie serio. Chcę kupić stolarnię. Będę stolarzem. Odkurzam swoją studencką wiedzę z pracowni mebla i przystępuję do pracy. Jestem zdesperowana, przytłoczona otaczającym mnie chłamem i mam dosyć bezproduktywnego narzekania.

W Polsce nie robi się ładnych i tanich mebli. Jeżeli coś jest tanie, to straszy. Jeżeli przydarzy się coś ładnego, od razu kosztuje fortunę. Bo Polak tak już ma, że musi na wszystkim zrobić kilkukrotną przebitkę, inaczej nie upaprze rąk robotą.

Dam Wam przykład – łóżko dziecięce. Małe, dla kilkuletniej dziewczynki. Temat prosty jak drut. Kliku klik, mały internetowy resercz i przerażenie. Powody przerażenia w zestawieniu poniżej.

1. Ktoś, kto ma niewiele pieniędzy, pozwolić sobie może na najprostsze na świecie, nieco siermiężne łóżeczko sosnowe. Ostrzegam, to wcale nie jest najgorszy wybór. Mam nawet ochotę stwierdzić, że całkiem zacny…

stolarnia-lozeczko-sosnowe2. Jedziemy dalej – rodzic posiadający ciut bardziej zasobny portfel i dysponujący trzema stówami więcej, trafi najczęściej na tego rodzaju propozycję (z góry przepraszam):

stolarnia-lozeczko-z-wrozka3. No dobrze. Gdyby ktoś chciał coś z odrobinę wyższej półki i przeznaczy na zakup łóżeczka do 1000 PLN, to może nabyć:

stolarnia-lozeczko-ksiezniczki4. Hmmm. Zdesperowany człowiek myśli sobie, że jak zaciśnie zęby i wykona odpowiednie przesunięcia w budżecie domowym, to będzie mógł sobie pozwolić na większy wydatek. Bo w końcu jak droższe, to prawdopodobnie fajniejsze. Oto coś fajnego za 1500 PLN (z okazji zbliżającego się Halloween):

stolarnia-lozeczko-dynia 5. Desperka. Płacz i zgrzytanie resztkami uzębienia. No nic, trzeba wziąć kredyt i kupić coś za porządną kasę. Za 2500 PLN musi się znaleźć coś sensownego. Co? A bardzo proszę:

stolarnia-lozeczko-autoNie, nie byłam tendencyjna w tych wyborach. To naprawdę średnia naszego rynku. Takie meble się nam oferuje i takie właśnie cosie zapełniają tysiące polskich domów. Smutne.

Niby zawsze można wybrać się do Ikei i kupić na przykład łóżeczko Minnen… Jest ładne, ale… Ale. Kto się bardziej wysili, lubi retro i intensywniej poszuka, to pewnie w końcu trafi na Błękitną Komodę. Ale nie każdego stać na mebel za prawie 3000 PLN. Można też coś naszkicować i polować na stolarza, który za spory pieniądz wykona naszą wydumkę. Co odważniejsi i bogatsi mogą sprowadzić coś ładnego z drugiego końca świata. W antykwariatach również bywają ciekawe rzeczy…

Ale dlaczego trzeba się aż tak gimnastykować? Ja potrzebuję ładnego łóżeczka dla kilkuletniej córki. To żadna fanaberia. Nie chcę kiczu, nie chcę plastiku, ale nie chcę też wydawać kilku tysięcy złotych. Szybkie DIY w rodzaju materaca plus zagłówek wykonany na ścianie pędzlem lub taśmą washi, jakkolwiek urokliwe, chyba mnie nie satysfakcjonuje.

Dlatego kupię pracownie stolarską. Tanio. Dziękuję za uwagę. Oraz za ewentualną pomoc.  <zdesperowana matka mode off> 😉

kreska

pics via: 1, 2, 3, 4, 5, 6

Seks, natręctwa i Arne Jacobsen

jacobsen-chair-1'

kreska

3107. Jeżeli liczby mogą być seksowne, to ona taka właśnie jest. I chociaż ma 60 lat, nic nie utraciła ze swego seksapilu. Ciągle ta sama linia, modernistyczny charakter oraz pełna uroku prostota. Panie i panowie – 3107, czyli krzesło „Series 7” Arne Jacobsena.

Mam obsesję na punkcie tego krzesła. OK, mam w ogóle świra na punkcie mebli Jacobsena, ale z „siódemką” jest najgorzej. Widzę ją wszędzie. Nawet jak jej nie ma to ją widzę. W kształcie każdego krzesła dopatruję się znajomej lini. A jak znajdę w necie jej zdjęcie, to niemal gładzę ręką monitor…

Model 3107 powstał w roku 1955. Był drugim po słynnym „Ant” krzesłem Arne Jacobsena i zrobił przez ostatnie kilkadziesiąt lat prawdziwą furorę – fabryka Fritz Hansen, dla której projektował Jacobsen, sprzedała przez 60 lat produkcji ponad 7 milionów „siódemek”. Żadne krzesło w historii nie zrobiło takiej kariery. Żadne.

„Series 7” to ikona skandynawskiego modernizmu. Przedstawia sobą wszystko to, co w nim najlepsze – proste piękno, funkcjonalność, wysoką jakość. Z kilku metalowych rurek i kawałka sklejki Jacobsen wyczarował coś naprawdę genialnego. Na tyle genialnego, że gdy fotograf Lewis Morley sfotografował na początku lat 60-tych Christine Keeler (kochankę ówczesnego brytyjskiego ministra i przy okazji także kochankę attaché wojskowego ZSRR, kobietę odpowiedzialną za tak zwaną aferę Profumo), wszyscy zwracali uwagę nie tylko na ciało modelki, ale i na krzesło, na którym siedziała. Cóż, ta przypadkowa reklama dziełu Jacobsena na pewno nie zaszkodziła. A że tak naprawdę to nie była oryginalna „siódemka”… Etam, detal.

A oto ona, jedyna i prawdziwa. The ONE:

jacobsen-chair-2P.S. A przy najbliższej okazji ponaigrywam się nieco z tych wszystkich, którzy mylą krzesła Jacobsena z projektami Eamesów, Chernera i Lovegrova. 😉

kreska

pics via: 1, 2